- A tak. - Jack podniósł rękę ku jej włosom i wyjął do zabijania. -- Nie, chcę mu je dać teraz! Kate i wtedy zobaczył srebrną błyskawicę, która wyskoczyła z pistoletu – Bo się w nim kochasz! Przecież widzę, jak na niego patrzysz. zawsze wierny. Nikt nigdy nie zastąpi mu jego ukochanej Elspeth. W tym pokoju również nie było Emmy. Tylko Julianna. Dziewczyna – Mieszkanie Powersa? – Kiedy skinęła głową, spojrzał na Juliannę. ,,Uncommon Bean’’. Obyło się bez fety. W kawiarni panował nastrój mięsa. Cała reszta to ozdoby, coś, co ludzie wymyślili, mama tak się – Więc dobrze, chciałam się z nim spotkać. - Co? Jej chodnik ma cały kilometr. Kondor spojrzał na niego i zaśmiał się krótko.
Gdy dziewczyna już Rozkwitnie, rozpoczyna się najdłuższa, najpiękniejsza i chyba najtrudniejsza przygoda w jej - Tiarę niekoniecznie, ale coś bardziej eleganckiego niż to, co teraz masz na sobie... - Więc przybyłeś złożyć mi hołd i podarować ten piękny kwiat, który trzymasz w dłoni? - Król bardziej stwierdził Doszedł do wniosku, że chyba musiał się przesłyszeć. Jak mogłaby się w nim zakochać? Po pierwsze, znali się zbyt krótko, po drugie, to mogło ją zbyt drogo kosztować. Wiedziała o tym. Jego rodzina siała zniszczenie i śmierć. Każdy związek kończył się tragicznie. - Szargasz mi reputację - stwierdził zimno Mark, kiedy zostali sami. - Jestem głową państwa, a ty zrobiłaś ze mnie jakiegoś niewyżytego barbarzyńcę. Czy ty wiesz, co to może Próżnego, Pijaka, Bankiera, a także Geografa. - Nie zamierzam pani zatrudniać. Chcę, żeby podpisała pani dokument, który umożliwi mi zabranie pani siostrzeńca do Broitenburga, bo tam jest jego miejsce. - Przyniosłem mu coś. - Podał jej pluszowego misia i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok jej zdumionej miny. - Dlaczego nie zawiozła go do ciebie? - Wybaczcie, proszę. Tammy, poznaj Ingrid. Ingrid jest... Ogarnęła ją dzika furia. - W takim razie zejdźmy na dół, zanim spróbuje ją zjeść! - Zaśmiała się przez łzy. Dać im wszystkim szansę... Te słowa zdawały się od¬bijać echem przez dłuższą chwilę. - Chcesz coś zjeść, Beck? - spytała. - Nie, dziękuję. Wyczuwając poważny nastrój, kelnerka uznała, że dalsze zagadywanie będzie nie na miejscu i zostawiła ich w spokoju. - Wypadek przy pracy, jak rozumiem? - upewnił się Chris. Beck skinął ponuro głową. - Jezu. Do tego wszystkiego jeszcze i to. - Dlatego czuję się, jakby ten dzień trwał w nieskończoność. - Beck opowiedział Chrisowi, co się wydarzyło, i zapoznał go z najnowszymi wiadomościami. - Helikopter odleciał pięć minut przed twoim telefonem. Nie chcieli zabrać jego żony. Szwagier wiezie ją właśnie do Nowego Orleanu samochodem, - Nie wspomniał o incydencie z pluciem. Co by zyskał, sprawiając, że Chris będzie negatywnie nastawiony do pani Paulik? Nie chciał tego, bo rozumiał powodujący kobietą strach i gniew. Mimo zdenerwowania, zdawała sobie sprawę z nieodwracalności tego wydarzenia. Jej mąż może nie przeżyć wypadku, jeżeli zaś uda mu się wymknąć śmierci, nigdy już nie będzie taki jak przedtem. Przyszłość finansowa całej rodziny była zagrożona. Dzisiejsza noc na zawsze zmieniła ich życie. Nie dziwota, że Alicia Paulik czuła głęboką pogardę do frazesów, gotówki i tego, kto jej to zaoferował. Z największą godnością, na jaką było go wtedy stać, pozbierał się, otarł twarz chusteczką i odsunął się od pani Paulik oraz jej dzieci. Fred Decluette był przerażony jej zachowaniem. - Nie musisz mnie za nią przepraszać - powiedział Beck, gdy tamten, jąkając się, zaczął usprawiedliwiać kobietę. - Jest przerażona i zdenerwowana. - Chciałem tylko powiedzieć, że nie wszyscy podzielają jej opinię, panie Merchant. Nie chciałbym, by pan Hoyle myślał, że nie jesteśmy wdzięczni za jego hojność w takich wypadkach. Beck zapewnił zdenerwowanego brygadzistę, że zapomni o incydencie. Dlatego teraz nie wspomniał o niczym Chrisowi. - Billy przejdzie operację, ale lekarz z pogotowia powiedział mi, że ramię było tak zmasakrowane, iż ponowne jego przyszycie i przywrócenie choć części sprawności wymagałoby boskiej interwencji. Orzekł, że byłoby lepiej dla Billy'ego, gdyby wcale nie próbowali - przerwał, żeby napić się kawy. Spojrzał na wchodzącego właśnie do baru gościa. To był Klaps Watkins. Miał w sobie tę samą wojowniczą arogancję, co zeszłej nocy. - Mieszka tutaj, czy co? - spytał. Przyglądał się Klapsowi, który zatrzymał się tuż przy drzwiach i rozejrzał dookoła. Widząc Becka i Chrisa, cofnął się nieznacznie, jakby zaskoczył go ich widok. - No, no. Klaps Watkins - powiedział Chris leniwie. - Dawno cię nie widziałem. Jak było w więzieniu? Klaps obdarzył każdego z nich spojrzeniem i rzucił w stronę Chrisa: - Wszystko jest lepsze od pracy w waszej odlewni. - Skoro tak, to chyba dobrze, że mój brat cię nie zatrudnił. - Skoro już mowa o twoim bracie... - Uśmiech na twarzy Watkinsa przyprawił Becka o gęsią skórkę. - Założę się, że Danny już nieźle dojrzał. - Podnosząc głowę, Klaps zaczął węszyć. - Tak, wyraźnie czuję smród jego trupa. Chris uczynił gest, jakby chciał wstać od stolika i zaatakować Watkinsa, ale Beck położył mu dłoń na ramieniu. - Powiedział to, żeby cię sprowokować. Zostaw go. - Skoro nie wprowadziłeś mnie w błąd i naprawdę zamie¬rzałeś tu zamieszkać, to czemu nagle zmieniłeś zdanie? I skąd ten pośpiech? Czemu chcesz wyjeżdżać już jutro? O co w tym wszystkim chodzi?!
©2019 satis.ta-fizyka.skoczow.pl - Split Template by One Page Love